Historia domu

Rok 1882.
W Ober Gerlachscheim (dzisiejszych Grabiszycach Górnych Nr 34) kończy się budowa domu rodziny HÖpting.
Duży budynek w kształcie litery „L”, dwukondygnacyjny, ze strychem , nowoczesną oborą i stodołą. Przez kilka ostatnich lat robotnicy murowali go pracowicie z kamieni polnych, miejscowego bazaltu i dobrze wypalonej czerwonej cegły. Dzisiaj jest dumą właścicieli. To ostatni, najważniejszy budynek w obejściu, poza już istniejącym chlewem, oborą i stodołą. Nareszcie rodzina zamieszka w nowym wygodnym domu.

Gospodarstwo jest duże i wszyscy mają pełne ręce pracy.
Trzeba zadbać o zwierzęta, do tego 30 ha pola, łąki, gdzie okiem sięgnąć, ale ciężka praca przynosi efekty i rodzinie żyje się dostatnio. Chociaż życie nie jest tu łatwe. Długie śnieżne i ostre zimy bardzo hartują charakter. Piękne, upalne lato wynagradza w prawdzie okres ciemnej, mroźnej zimy, ale za to jest to czas wytężonej pracy w polu. Pomimo tego, HÖptingowie są szczęśliwą rodziną.
Dobrze, że udało się doprowadzić wodę z dalekiego źródła. Teraz pod własnym ciśnieniem płynie rurami drenarskimi do stawu przy domu. Stamtą i ludzie i zwierzęta mogą korzystać do woli. Na korytarzu wykonano specjalną ręczną pompkę. W oborze zamontowano nowoczesne, automatyczne poidła i nie trzeba już nosić ciężkich wiader z wodą.

Któregoś dnia przyjechał do Grabiszyc prawdziwy fotograf.
Wszyscy gospodarze chętnie wychodzili przed domy i pozowali. HÖptingowie też ubrani w odświętne stroje stanęli na podwórzu. Starsi już rodzice usiedli na ławce, dorosłe dzieci z małżonkami ustawiły się po obu ich stronach. Jeszcze tylko stajenny wyprowadzi konia i bryczkę i można robić zdjęcie…
12910616_1069056873152623_368286020_n
Później już nic nie było takie samo. Wojenna zawierucha nie przyniosła w prawdzie jakiś większych strat w obejściu, ale były to ciężkie czasy, bo przecież wojna, to nic dobrego. Później było jeszcze gorzej, aż w końcu całą rodzinę wysiedlono stąd w głąb Niemiec.

Na Ziemiach Odzyskanych zaczęło się nowe życie.
Budynek przechodził z rąk do rąk, ale nie był już ukochanym domem szczęśliwej rodziny. Raczej miejscem zamieszkania, schronieniem. Stopniowo niszczał i obumierał. Budynki gospodarcze z czasem przestały istnieć. Z dawnego gospodarstwa pozostał tylko teren wokół i łąka w dolinie ze strumykiem, który z resztą też zarósł i stał się niewidoczny.

W końcu dom opustoszał całkowicie.
Wybite okna ktoś zasłonił deskami albo zamurował, deski z podłogi na strychu pewnie przydały się do palenia, schody same się zawaliły ze starości, wzdłuż ściany szczytowej pojawiło się pęknięcie, skutek podmywania fundamentów przez deszczówkę z oberwanej rynny.
Wokół rozrosły się dzikie krzaki i gigantyczne pokrzywy. Stare jabłonie, grusze i śliwy dawno zapomniały o owocowaniu w tym gąszczu. W starym ogródku na pewno były kiedyś kwiaty…
Ale dom nie został całkowicie opuszczony. Ciągle mieszka tu Misiek, pies stróżujący, łańcuchowy rasy mieszaniec. Szczeka groźnie i macha kudłatym ogonem…
I taki właśnie był ten stary dom, kiedy stanęliśmy tu po raz pierwszy w 2007 roku. To było miejsce, którego szukaliśmy i szybko podjęliśmy decyzję. Tak zaczęła się historia „Powierzówki”. Wkrótce ruszyły pierwsze prace remontowe i dom zatętnił życiem. Nie było łatwo, ale powoli dawaliśmy opuszczonym murom nowe życie. Dom zaczął patrzeć nowymi oknami, powstała nowa studnia, bo stare ujęcie przestało działać, sad i ogród też zaczął nabierać wyglądu. Po jakimś czasie zaczęli przyjeżdżać goście i

dom w Grabiszycach Górnych Nr 34 stał się Gospodarstwem Agroturystycznym „Powierzówka”.
Kiedyś robiłam porządki na strychu. Wśród starych, gratów i rupieci wpadło mi w ręce stare zdjęcie. Dom z cegły i kamienia, szczęśliwa rodzina na podwórku, koń i bryczka…
Długo stałam wpatrując się w dawny widok. Moje myśli poszybowały to tamtych czasów. Jaka zawiła jest historia? Co jeszcze wydarzyło się od tamtych czasów? Jestem częścią tej historii. A co jeszcze przede mną? Nie wiem. Zapraszam, może pomożecie zbudować mi dalsze losy tego domu…

fotografia ślubna Jelenia Góra