Rycerze – rabusie

Niektórzy twierdzą, że dzisiejszą nazwę wsi „Grabiszyce” zawdzięczają licznym podaniom o panujących tu rycerzach  rabusiach zwanych raubritterami. Było to zjawisko bardzo rozpowszechnione na Śląsku i Łużycach zwłaszcza pod koniec średniowiecza. Najczęściej budowali oni swe zamki na wzgórzach w takiej odległości od siebie, aby móc się porozumiewać i ostrzegać przed najazdem za pomocą znaków dymnych z rozpalanych na wieżach ognisk.

Najsłynniejszym raubritterem z tych okolic był Zygmunt von Schanitz, który rządził w Grabiszycach Dolnych od 1608 roku. Miał on przyjaciela w pobliskiej Baworowej o przezwisku Niedźwiedź. Razem napadali i łupili wszystkich, którzy pojawili się na drodze pomiędzy Leśną a Zawidowem. Zapuszczał się też czasem aż pod Żytawę. Jego nieludzkie rozboje, krwawe mordy i  bezlitosne grabieże, trwające 16 lat, budziły trwogę w całej okolicy. Miara nieszczęść przebrała się, kiedy zuchwale podpalił posiadłość swojego sąsiada z Grabiszyc Górnych, Jakuba vin Knobloch, który w zemście schwytał go i oddał w ręce sprawiedliwości. Rycerz zginął śmiercią męczeńską, tak okrutną, jak całe jego rozbójnicze życie. W 1623 roku na rynku w Budziszynie przykuto go do pnia i przypalano ogniem tak długo, aż skonał.

Ponoć większość panów wsi Gerlachscheim mieszkało na zamku wzniesionym na górze Grodziszcze w pobliżu.  Pierwszy rycerz – właściciel, o którym zachowały się zapiski w Kronikach Zgorzeleckich, był Jone Ervil, który żył tu w latach 1330. On również trudnił się zbójniczym procederem. Miał odwieczne spory z kupcami zgorzeleckimi. Ci zaś zarzucili mu pogwałcenie ich praw i w odwecie najechali zbrojnie na zamek na Grodziszczu. Ponieważ odbyło się to pod nieobecność rycerza, w obronie swych dóbr stanęła żona Ervila. Niestety,  zginęła ona w tumulcie walki stratowana przez konie. Kiedy rycerz dowiedział się o tym, poprzysiągł zemstę.

Wielokrotnie napadał na Zgorzeleckich kupców i grabił bezlitośnie. Zawsze udało mu się ustrzec przed niebezpieczeństwem i nigdy nie ucierpiał w żadnym starciu, dzięki temu, że miał cudownego konia, którego otrzymał od swego pisarza. Zwierzę ostrzegało go za każdym razem, kiedy zbliżało się niebezpieczeństwo, przez stukanie kopytami. Im bliżej był wróg, tym mocniej bił kopytami w ziemię. Na tym koniu wjechał kiedyś Ervil do Zgorzelca w celu zakupu nowych butów. Kiedy już opuszczał miasto, stanął zuchwale przed bramą i krzyknął „Jone Ervil tu był”. Następnie spokojnie odjechał, gdyż zaskoczeni mieszkańcy nie zdążyli zareagować.

Rozzłoszczeni mieszczanie postanowili bronić swoje miasto przed napaściami rozbójników. Zbudowali więc wokół miasta wał i wzmocnili mury obronne. To tylko zachęciło Ervila, który wrócił z dużym oddziałem zbrojnych i przez dłuższy czas oblegał miasto. Mieszkańcy przeżywali chwile wielkiej trwogi, ale ponieważ był to akurat dzień świętego Hipolita, postanowili się do niego modlić. Ślubowali, że jeżeli im pomoże, będą świętować ten dzień chlebem i wodą. Wtedy zdarzył się cud i wojska odstąpiły od bram miasta. To święty Hipolit im pomógł. Od tej pory obchodzono w mieście ten dzień jako szczególne święto.

Jone Erwil zginął w pojedynku w 1378 roku, ale podobno przed śmiercią zdążył pogodzić się z kupcami ze Zgorzelca.

Przez lata zarówno zamek, jak i okoliczne włości przechodziły z rąk do rąk. Jednym z gospodarzy na zamku był też pewien okrutny rycerz rabuś, który bezlitośnie grabił i mordował. Miał on bardzo pobożną małżonkę, która po latach starań namówiła go, by jej przyrzekł poprawę. Jakiś czas wstrzymywał się od złych uczynków, aż któregoś dnia tak wściekł się na żonę, że wyzwał ją od dewotek, pobił i zepchnął ze schodów. Nieszczęsna niewiasta zginęła na miejscu skręcając kark.

Zamek na grodziszczu już nie istnieje, choć podobno miejscowi znaleźli tam ślady piwnic. Mówią oni, że widzieli w okolicy żonę złego rycerza. Legenda głosi, że dawnymi czasy przychodziła też do wsi. Rozdawała biednym pieniądze, pocieszała chorych, była aniołem stróżem tej okolicy…